niedziela, 26 lutego 2012

Nie chce mi sie, prosze sie odwalic

Pm36-2 jedzie do Wolsztyna /fot.mkoch
Wracałem kilka dni temu do Leszna pociągiem TLK. Stwierdziłem, że to piątek, późne popołudnie, to się szarpnę i kupię bilet na jedyneczkę. Na dworcu tymczasowym we Wrocławiu stanąłem w kolejce i czekał, aż coś się ruszy. Gdy dotarłem do okienka miałem 5 minut na kupno biletu, zapłacenie kartą i przebiegnięcie na peron. Powiedziałem młodej Pani, że proszę o studencki na pierwszą klasę do Leszna, płacę kartą. Wpisałem pin, Pani wydała mi trzy kwitki i potwierdzenie i poleciałem na pociąg, który w przeciwieństwie do mnie, opóźnienia nie miał. Gdy wszedłem do wagonu i zamknąłem drzwi, pociąg ruszył.

Gdzieś za Żmigrodem stwierdziłem, że zerknę na pokwitowanie transakcji kartą, bo jestem ciekawy ile mam na koncie i ile mogę wypłacić. Ku mojemu zdziwieniu i niemałemu wkurwieniu na kartce było napisane, że z konta ściągną mi 64 złote z groszem. Nie bardzo mogłem pojąć z jakiej racji. Później zerknąłem na bilety. Okazało się, że miła młoda Pani wpisała Poznań Główny, a nie Leszno. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. Ale w sumie Poznań i Leszno nawet podobnie brzmią...

Stwierdziłem, że poczekam na kierownika pociągu i spytam co z tym mam zrobić. Dotarł do mnie gdzieś w okolicach Rawicza. Patrzy i okiem fachowca stwierdza, że wszystko dobrze, że Pani wystawiła mi drugą klasę na studencki i dopłata za pierwszą i za miejscówkę i że to jest taniej. A to, że jest Poznań a nie Leszno to moja sprawa i trzeba było sprawdzić, a że się śpieszyłem to nie zmienia faktu, że sprawdzić mogłem. A on nie może nic z tym zrobić, ale mogę składać reklamacje, ale to i tak nic nie da, bo jak udowodnię, że wysiadłem wcześniej? Niedasię i do widzenia, proszę mi dupy nie zawracać.

Jak już ciśnienie opadło zaczęły mi po głowie plątać się myśli. Coś w stylu 'ciekawe ilu klientów te darmozjady tak zrobiły w wała?' między 'a jakbym nagrał film i im wysłał na dowód?' poprzez 'a może jechać do Poznania żeby biletu nie zmarnować?'. I jakoś dojechałem do Leszna godząc się z tym, że tak to jest, a następnym razem nawet jak nie ma czasu to trzeba sprawdzić co jest na świstku.

Jednak cały kabaret zaczął się dopiero teraz. Po wyskoczeniu z wagonu spotkałem drugiego konduktora. Spytałem go czy on coś może na to poradzić, bo jego kolega stwierdził, że niedasię i proszę spierdalać. On taki zdziwiony na mnie patrzy, wziął ode mnie bilety, na tyle kartek coś nabazgrał, dał pieczątkę i powiedział, że jak pójdę do kasy to kasjer mi zwróci różnicę. I faktycznie tak się stało, dostałem kawałek ponad 19 złotówek zwrotu.

I się pytam - o co tu chodzi?