środa, 12 grudnia 2012

Jarosław Polskę Zbaw!

EN71-027 /fot. mkoch
Nie chcę zrobić sobie z bloga kolejnego frontu walki politycznej. Zaraz ktoś mnie pewnie nazwie lemingiem, okaże się, że nie jestem prawdziwym POlakiem, że krytykuje jedyne słuszne źródło informacji jakim jest niezależna.pl i w ogóle czepiam się Pisiorstwa... Jednak nie mogę utrzymać rąk przy sobie, a nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy czytam tego typu rewelacje.
Z koleją w Polsce nie jest dobrze. Ba, prócz przewozów cargowskich, reszta transportu leży i kwiczy. Podejmuje się różne działania: gdzieś tam się szlaki remontuje, spółki odpalają nowe połączenia, coś się dzieje. Ale gdy czytam takie teksty jak ten z niezależnej, to do ciężkiej cholery, jak ma być lepiej? Oni dokopali się do dokumentów, to dla nich jacyś politycy się wypowiedzieli. Medium, które szumnie nazywa się niezależnym, które 'informuje' a 'reszta kłamie', które jest takie super rzetelne, wali cytat z posła Szmita, że: 
tak naprawdę nie wiemy, które odcinki mają być zamknięte, które linie mają być zlikwidowane,
to ja się zastanawiam skąd się biorą ci politykierzy i te dziennikarzyny?! I jeśli ktoś by tutaj zwątpił i spytał, czy to przypadkiem nie jest wypowiedź sprzed trzech miesięcy - odpowiadam. Nie, to jest wypowiedź z wczoraj.
Na wczorajszej konferencji poseł Adamczyk mówił, że dotarł do dokumentu, zleconego za publiczne pieniądze prywatnej firmie, z którego wynika że resort blablabla... Brawo panie pośle, ma pan sensację. Tyle, że dokument ten i te informacje pojawiły się na początku września tego roku i dyskusja w tym temacie już dawno ucichła. Ta prywatna firma, która zwie się McKinsey, pokazała jakie odcinki kwalifikują się do likwidacji fizycznej, a jakie do przekazania samorządom, zawieszenia itp. Także dokumenty były nawet dwa i są nawet dostępne w internecie. Zresztą, był temat wałkowany, były protesty, były pytania, rozmowy, elaboraty. Jeśli pan o tym nie słyszał, to może niech pan zaglądanie od czasu do czasu, do innych mediów niż niezależna i tv trwam? Polecam. Naprawdę.
Znowu pan Błaszczak domaga się wskazania konkretnych odcinków, które mają być wyłączone. Pewnie Nowak podeśle mu listę 300 odcinków ze wstępnego rozeznania, a Błaszczak będzie siedział po nocach nad RailMapą i infokolej i analizował czy to się opłaca czy nie.

No i jeszcze oczywiście, jak to w PiSie, musi być coś z dupy - jest i tu. Pan Szmit przypomniał, że samorządy wojewódzkie od kilku lat mogą robić swoje przewozy regionalne. Jakie wnioski wyciągnął? Takie: koleje nie pasują do siebie, nie ma połączeń, nie ma możliwości przesiadki. Panie Szmit, pasować to może na pana nowy błyszczący garnitur. Ciekawy jestem jakby pan tę kwestię rozwiązał będą na miejscu ministra Nowaka. Ale podejrzewam, że nijak, bo nie ma pan podstaw wiedzy, a wychodzi ze swoimi mądrościami. Od dawna regionalne zakłady przewozów są enklawami, każde województwo oddzieliło się murem od drugiego, cześć i czapka. Jak w taki sposób mają być prowadzone przewozy międzywojewódzkie i przesiadki? Ot, pierwszy przykład jaki przychodzi mi do głowy, połączenie Legnica - Leszno. Dlaczego się posypało? Bo linia przebiega przez województwa dolnośląskie, lubuskie i wielkopolskie, a marszałkowie się nie dogadali. I połączenia nie ma. To samo było z obcięciem połączeń z Ostrowa Wlkp. do samego Leszna po wejściu Kolei Wielkopolskich, bo dalsza część linii nr 14 biegnie przez województwo lubuskie z którym nie da się dogadać. Ale pan Szmit o tym nie wie. Albo wie, ale wali głupa... w co wątpię.

I teraz zastanawiam się co musi mieć w głowie taki proPiS który czyta te brednie. Wczoraj pisałem o rewelacjach pana Polaczka nt. nowych połączeń. Każdy raczej zna temat burdelu z Kolejami Śląskimi, a na to wszystko dorzuca się breaking newsa sprzed ponad trzech miesięcy. Co to ma na celu? Co PiS chce osiągnąć? Dlaczego niezależna mu przytakuje we wszystkim? Jak tu ma być lepiej skoro sieje się nienawiść na każdym froncie? Nic nie rozumiem.

wtorek, 11 grudnia 2012

Wybrane bzdury dla koneserów

EP07-1041 /fot. mkoch
Choroba to chyba ten zbawienny czas, kiedy człowiek może bezkarnie usiąść przy komputerze i pluskać się w szambie wszystkich informacji, które go zalewają. Jeśli jakaś sytuacja jest rozwojowa to i śledzić ją można z zapartym tchem. I ja również oddałem się przyjemnemu odmóżdżeniu...
...ale nie na długo. Nie będę pisał o nowym rozkładzie jazdy, Kolejach Śląskich (albo Śmiesznych, niepotrzebne skreślić) albo o tym, że IC po cichu usuwa niektóre oferty. Każdy może sobie o tym czytać do woli.  I do woli zrywać boki.
Mi przestało być do śmiechu, gdy jeden z portali podrzucił link do niezależnej.pl. Już sama nazwa tego tworu mnie odrzuca i w życiu nawet butów bym w to nie wytarł, ale... mam czas. Może jakiś nowy spisek, może nowy zamach albo trotyl w kiełbasie. No nic, klikam. I co tam mamy? A mamy artykulik: "Tylko u nas: absurdy w nowym rozkładzie PKP". Jest sensacja, grubaśnie! Czytam z zapartym tchem i nie wierzę. W tymże tekściku jest opis 'absurdów' wedle pana Jerzego Polaczka z PiSu, na temat połączeń pociągów IC. Swoje błyskotliwe spostrzeżenia zamieścił na facebooku pod tytułem 'Wybrane pociągi dla koneserów'. Swoją drogą, pan Polaczek jest byłym ministrem transportu i nie jest prawdziwym Polakiem (a tylko Polaczkiem).
I cóż za rewelacje pan Polaczek odkrył? Może wypunktujmy:
  1. Pasażerowie jadący TLK z Olsztyna do Warszawy będą mogli zobaczyć, jak wygląda dworzec PKP w Białymstoku. Podróż trwa tylko 7 godzin 36 minut. (od 10:50 do 18:26)
  2. Jeśli ktoś chce pojechać z Warszawy do Gdańska ma do dyspozycji inne ciekawe połączenie. Wyjeżdżając ze stolicy o godzinie 10:55, dotrzemy na miejsce po DZIESIĘCIU GODZINACH I TRZYDZIESTU CZTERECH MINUTACH, z małą przerwą na kawę na dworcu w Białymstoku, o 21:29.
  3. Kolejnym „kwiatkiem” nowego rozkładu jazdy są dwa pociągi na tej samej linii (Warszawa Centralna – Gdańsk Główny). Pierwszy wyjeżdża o godzinie 4:56 i jest w Gdańsku o godzinie 11:51. Drugi natomiast, wyjeżdżając o godzinie 6:00, jest na miejscu godzinę wcześniej o 10:53.
Panie Polaczku, pan pozwoli, że odpowiem panu pewną polemiką.
Ad. 1. Nie zrozumiałem żarciku z Białymstokiem - skład stoi tam 10 minut, akurat dobry czas żeby wyjść na peron na fajkę... 
Aaaaa, bo pewnie chodzi o to, że zamiast jechać bezpośrednio robi kółko?! Czyli mówimy o TLK Pojezierze. Pan były minister taki obyty, a zapomniał pewnie, że nie każdy jedzie z Olsztyna do Warszawy. Niektórzy jadą na przykład z Olsztyna do Ełku albo z Białegostoku do Warszawy. Zamiast wspomnieć, że codziennie są połączenia bezpośrednie TLK: Mazury, Kormoran, Warmia które jadą 3 godziny 20 minut, to nie trzeba się dopieprzyć połączenia 'naokoło' które trwa siedem i pół godziny. Ale czego ja się czepiam, to takie typowo PiSowskie podejście.

Ad. 2. Panie Polaczek, to nie jest inne połączenie tylko to samo, czyli TLK Pojezierze, o którym była mowa wyżej w pana jakże kompetentnej wypowiedzi. Alternatywy? Oczywiście, że są: TLK Norwid, Ustronie, Monciak - Krupówki, Neptun, Pobrzeże, Artus, Kaszub. Mało? I nie jadą 10 godzin tylko 5-6. Ale o tym też nie powiemy, bo najważniejsze to dowalić Nowakowi, Platformie i żydokomunie w ukrytej opcji niemieckiej!

Ad. 3. Panie Polaczek, chciałbym zauważyć, że pociągi TLK Neptun i TLK Monciak - Krupówki, mają dwa zupełnie różne obiegi. Neptun jedzie przez Kutno, Bydgoszcz i Tczew, a Monciak przez Działdowo i Iławę. Czy pan Polaczek, były minister transportu, wie gdzie aktualnie są remonty? Zna mapę swojego kraju? Chyba nie, widać po nazwisku.

I teraz niech ktokolwiek z poważną twarzą powie mi, że ten gość był odpowiednią osobą na stanowisku ministerialnym... Ja nie muszę być ministrem, żeby wiedzieć, że połączenia bezpośrednie to jedno, ale jeszcze po drodze są inne stacje i różne obiegi. Dlatego puszcza się takie składy jak Monciak i Neptun, ale przez różne stacje. Albo taki, który jedzie wielkim objazdem, bo tam też są ludzie i też gdzieś jadą. A pasażer, mimo wszystko, nie jest aż takim debilem żeby wsiadać w pociąg który jedzie dwa razy dłużej niż inny. Mamy też przesiadki, skomunikowania, a świat nie kończy się na InterCity.
Ale cóż, teraz dzięki panu Polaczkowi najlepiej widać za kogo mają nas PiSiorki i jak by wyglądała kolej przy ich rządach.

wtorek, 20 listopada 2012

Marszałek woj. wielkopolskiego sprawił sobie kolejkę PIKO za pół miliarda złotych

ED72-019 KW /fot. mkoch
Pamiętam dobrze dzień (i kilkadziesiąt kolejnych...) totalnego burdelu, kiedy to Koleje Wielkopolskie przejęły pierwsze połączenia w regionie. Zadałem sobie wtedy pytanie - czy to krok ku lepszemu? No i właśnie...
Nie dalej jak jutro (tj. 21 listopada) będzie pierwszy oficjalny przejazd nowym, cudownym, pachnącym, nowoczesnym Elfem, których to KW zakupiło sobie 22 sztuki za, bagatela, pół miliarda złotówek. Skok cywilizacyjny po byku, w końcu ten EZT może osiągać, aż 160km/h i nawet ma gdzie to robić! Jednak skład nie zaczął jeszcze wozić pasażerów, a już jest kicha. Szefo KW, pan Włodzimierz Wilkanowicz, powiedział Gazecie Wyborczej, że: Elfy będą jeździć 120km/h. Zapytacie dlaczego?
Otóż dlatego, że: "Szybsza jazda byłaby po prostu nieekonomiczna. Średnia odległość między stacjami to 4-5 km. Trudno sobie wyobrazić, że pociąg ciągle przyspiesza tylko po to, żeby zaraz potem hamować. Jazda powinna być płynna", oraz: przyspieszenie jest tak duże, że stojący ludzie mogliby się poprzewracać. Tak uznał zarząd KW i tak będzie.
Pierwsza sprawa - po co w takim razie kupuje się Elfa, który może jechać szybciej, a nie pojedzie? Przecież PESA ma w ofercie składy, których v-max to 130kmh.
Druga sprawa - szybsza jazda nieekonomiczna? To może jeszcze wolniej powinny jeździć, mniej prądu zużyją? A najlepiej niech stoją, wtedy nic się przecież nie zużywa.
Trzecia sprawa - średnia odległość między stacjami to 4-5km? Dobrze zatem: Elfy będą śmigać na linii Poznań - Kutno i Poznań - Zbąszynek. Faktycznie, do Zbąszynka średnio co 5km jest przystanek, ale już do Kutna średnio co 7-10km. Zresztą, zależy wszystko, z czego pan szef wyliczył średnią.
Czwarta sprawa - moja ulubiona. Przyspieszenie tak duże, że pasażer mógłby się przewrócić. Nie wiem jak Wy, ale ja się przewróciłem ze śmiechu czytając tę wypowiedź. Rozumiem, że na normalnej szybkiej kolei, albo w innym 'teżewe' pasażerowie leżą na podłodze? Tym tekstem Koleje Wielkopolskie zostały liderem jeśli chodzi o tłumaczenia 'dlaczego pociągi jeżdżą wolno'. Ale to wszystko pewno w trosce o bezpieczeństwo pasażera - bezpieczne przyspieszanie, bezpieczne hamowanie, bo przecież sami widzimy jak codziennie ktoś ląduje na podłodze z powodu ogromnych przeciążeń przy ruszaniu.
Piąta sprawa - dlaczego 120km/h a nie 130?

A jak jest na prawdę? Do prowadzenia składów powyżej 130km/h potrzebnych jest dwóch maszynistów i kabinówka, takie wymogi, które wiążą się z kosztami. Jeśli KW nie mają w planach prowadzić szybkich pociągów regionalnych (z pominięciem mniejszych przystanków), do których idealnie sprawdziły by się Elfy, to po cholerę je kupili? Można było wydać mniej, a część zaoszczędzonych pieniędzy wydać na porządne wymycie starych składów i danie kilku złotych na premie świąteczne dla kolejarzy. Ale dlaczego 120km/h a nie dopuszczalne 130? Tego to chyba nikt nie rozumie. 
KW nigdy nie było zainteresowane ani dużymi prędkościami, ani pasażerem, ani sprawnym zarządzaniem i ekonomią. Dlaczego więc kupili 22 Elfy?
I to jest właśnie zachcianka kolejki PIKO w skali 1:1. Marszałkunio chciał mieć fajny i szybki pociąg na swojej makiecie - to ma. Dziecięce marzenie spełnione. Teraz będzie mógł się pochwalić przy wódce z kolegami, co jeździ po jego torach.

poniedziałek, 12 listopada 2012

TLK na pluskwach

fot. mkoch
Sensacja! Pana Artura w pociągu TLK pogryzły pluskwy (pewnie od ruskich)! Pan Artur jechał z Poznania do Wrocławia pociągiem TLK 54162/3 w ostatnim wagonie i nagle zaatakowała go horda krwiożerczych insektów. Ledwie uszedł z życiem, ale dał radę!
To, że w większości składów jest brudno i można spodziewać się wszystkiego (btw, kiedyś natknąłem się na 'brudną' pieluchę w śmietniczku) wiemy doskonale. Także nie mam zamiaru pisać o tym, o czym piszą już wszystkie media. Mnie zastanowiła inna sprawa.
Jako, że uczono mnie, aby sprawdzać informację, wrzucam w googla frazę "TLK 54162/3". Co mi wyskakuje? Teksty, wszystkie na jedno kopyto, o zawszonym pociągu w: Głos Wielkopolski, Rynek Kolejowy, Gazeta Wrocławska, Gazeta Prawna, TVN, Dziennik Łódzki, Wirtualna Polska, Na Walizkach, Kurier Lubelski, Dziennik Bałtycki, Trójmiasto.pl, Sfora, Polska The Times, TuWrocław.com i jeszcze kilka mniejszych, których gugl nie pozycjonuje (stan na dziś, godzina 19.15). Ale na temat połączenia TLK 54162/3 milczy samo PKP Intercity, milczy też YouTube oraz inne fora mikolskie lub kolejowe. Hmm... Coś przeoczyłem? Niemożliwe. Dzwonię na infolinię PKP IC:

- Dzień dobry M.... P..., w czym mogę pomóc?
- Witam, Michał Kochański się kłania. Mam pytanie, czy Intercity wypuszcza pociąg o numerze 54162?
(blablabla, cośtam o połączeniach z A do B)
- Moment, sprawdzę.
(po minucie)
-  Nie ma pociągu o takim numerze. Jest 54110 lub 54200. Pomiędzy nie ma nic o takim numerze.

Podziękowaliśmy sobie, pozdrowiliśmy i zaczynam się zastanawiać - co powoduje ten pęd niesprawdzonych i durnych informacji? Dowiedzenie się czy taki pociąg widnieje, zajęło mi dokładnie 3 minuty i 18 sekund... Z czego minutę Pan szanowny sprawdzał numer, a dwie minuty jakaś laska z taśmy nawijała coś o stawkach połączenia.
Czy dziennikarstwo to już na prawdę bieg za sensacją, wierszówką i 'kto pierwszy - ten lepszy'?
A zasłonę milczenia spuszczę już na 'dziennikarzy' używających skrótu PKP na określenie wszystkiego co w Polsce jeździ po szynach... Czy w tym kraju są jeszcze kompetentni dziennikarze, którzy wiedzą o czym piszą? Czy każdy to gamoń, który kopiuje tekst z innego portalu, przeredaguje trochę i zależnie od strony na którą się przechyla, albo robi z tego tekst informacyjny, albo sensację która będzie wodą na młyn odsłon i komentarzy? Absolutna dysmózgia to i tak średnio pasujące słowo...

A kwestia 'odgadnięcia' co to za ciapąg, nie będzie skomplikowana dla nikogo. Idąc logicznym torem własnego rozumowania: na zdjęciu, które Pan Artur wysłał do którejś z redakcji (ciężko stwierdzić do której, bo jedna drugiej podkrada), widnieje tabliczka pociągu, gdzie owszem, są cyfry 54162/3. Trzeba jednak zaznaczyć, że technologia zrobiła psikusa i zdjęcie się rozmazało, a cień padł jak tupolew na glebę i z zera wyszło sześć, czyli numer brzmi 54102/3. Teraz pasuje! Toż to TLK Gwarek!
Jednak niestety, każdy kolejny dziennikarz powiela błąd poprzedniego, próbując stworzyć profesjonalny tekst, bo wrzuci jakieś tam cyferki. Ale nadal żaden nie pofatyguje się, żeby błąd sprostować...

A kwestia pluskiew w wagonach? Moim zdaniem? To wszystko wina Tuska ;)

poniedziałek, 22 października 2012

A nie mówiłem?

ST43-227 + ET22, Lasocice /fot. mkoch
Kocham to stwierdzenie.
Mówiłem, że będzie gnój? No i proszę bardzo. Może czasami (albo i często) się mylę, ale tym razem trafiłem dyszkę. Gdy tylko doszło do związków zawodowych, że polecą ulgi, złapali za flagi 'Solidarności', niczym za kopie i ruszyli na Belweder, chciałoby się rzec.
I w czymże jest problem? W tym, żeby kolejarz-emeryt wykupił sobie karnet roczny za sumę około 140 polskich nowych złotych, co pozwoliłoby mu podróżować ze zniżką 80%. Ja rozumiem, że dla ludzi logicznie myślących, podróżujących na biletach 'całych' codziennie do pracy i robiących masę kilometrów rocznie, to nie jest kłopot i nic dziwnego, ale dla kolejowych emerytów i kolejarzy to hańba i barbarzyństwo. Nie ma się czemu dziwić, ponieważ teraz za przejazd z Gdyni do Krakowa płacą 76 groszy, a po 2013 roku zapłacą (o ile wykupią karnecik) astronomiczną sumę 15 złotych z haczykiem.
Jak można było zauważyć po ostatnich pikietach, kolejarzom się to nie spodobało. W sumie, jest takie powiedzenie, że starych drzew się nie przesadza. Zasadniczo, jeśli w komunistycznej firmie, są respektowane komunistyczne zasady, to nic dziwnego, że tych zasad się nie zmieni. Każdy będzie latał z pianą na pysku i wycierał mordę kawałkiem prześcieradła z napisem 'Solidarność'... A jeszcze dwadzieścia kilka lat temu obalali ten 'zły, czerwony, socjalistyczny, komunistyczny ustrój'.
Jestem w stanie to zrozumieć, bo dupa przyzwyczaja się do wygód. Mnie też się dobrze jeździ na zniżce studenckiej. Ale jeśli miałbym płacić dwa razy więcej to raczej nie wyszedłbym na ulicę i nie wrzeszczał, że nawet Hitler, Stalin i komunistyczna polska takiej krzywdy mi nie zrobiła. A oni mają 'tylko' zapłacić 12pln miesięcznie i jeździć wszystkim za półdarmo.
Jednakowoż, okazuje się, że zrodził się inny kłopot. Smutni panowie w gajerkach z IC, KM, SKM i WKD podpisali kilka miesięcy temu ze Związkiem Pracodawców Kolejowych jakieś tam porozumienie, które wprowadza omawianą właśnie zniżkę 80% z karnetem. I tutaj dochodzimy do sedna: owa zniżka, o którą toczy się cała batalia, obowiązywać będzie tylko w tych czterech wymienionych spółkach. A to dlatego, że Przewozy Regionalne i przewoźnicy wojewódzcy sami się wykolegowali z tego przedsięwzięcia. I jak nic nie wymyślą na nowy rok to emeryty kolejowe pojadą jak inne emeryty - ze zniżką 37%.

I znów pytanie, jaka zniżka powinna być dla emerytowanych kolejarzy? Moim zdaniem należy im się taka sama zniżka jak emerytowanemu nauczycielowi, drwalowi, kierowcy zawodowemu czy rzeźnikowi, czytaj: żadna.
Jest wiele sposobów, którymi można rozwiązać ten spór. Jednym z nich, jest właśnie to co zaproponował ZPK. Kupujesz karnet - jeździsz taniej. Proste rozwiązanie, stosowane przez większość 'normalnych' krajów. Ale my wolimy iść na szable niżeli się dogadać.

A co dalej? A dalej pewnie będą protesty, związki zawodowe pokażą jak potrafią skutecznie zablokować ruch pociągów, polecą zwolnienia i L4, emeryci zagrożą przestaniem jeżdżenia pociągami, ktoś pewno przykuje się do torów, a PR pójdą z duchem czasu i zniosą wszelkie zniżki.
Obym tylko nie musiał za kilka miesięcy pisać, znowu, tekstu pod tytułem 'a nie mówiłem?'...

piątek, 12 października 2012

Tusk znowu obiecuje

fot. mkoch
Jestem rozczarowany. Tusk w nowym expose pogadał sobie, coś tam ogólnikami rzucił i poszedł. Co nas interesuje najbardziej, to naturalnie kolej. A o niej były raptem dwa zdania... Liczyłem na obietnice zrealizowania Kolei Dużych Prędkości do końca 2012 roku albo wejście PKP IC na giełdę, ale niestety, nie dziś.
Przypomnijmy może co premier, w temacie kolei, obiecał 5 lat temu:
- stworzenie Kolei Dużych Prędkości do 2020 roku,
- modernizacja kolei,
- restrukturyzacja grupy PKP.
To z ogólników. A jak wygląda w praktyce? Rząd twierdzi, że KDP jest w  trakcie realizacji. Oczywiście, można tak to określić, bo przecież znamy termin 'do kiedy'! Mianowicie, Sławek Nowak określił się, że do 2030 będzie gotowe (czytaj: nieokreślona przyszłość), ale to i tak 'kosztowne marzenia'.
Pieniądze, które PLK zaoszczędziło na KDP będą przeznaczone na modernizację kolei. Cóż to oznacza? Że przez 5 lat udało się zrewitalizować tysiąc kilometrów torów, na 1700km podpisano umowy i zaczęto remont 71 dworców. Dworce pomalowano, torowiska leżą rozgrzebane, wykonawcy bankrutują - brzmi jak reanimacja trupa. Który nie daje oznak życia od 20 lat. Ale wszyscy przecież wiemy, że winni temu byli prezesi spółek i wiceminister infrastruktury, którzy głowy stracili...
Na czym miała polegać restrukturyzacja PKP? Może na podzieleniu Przewozów Regionalnych na koleje wojewódzkie? Faktycznie, genialny pomysł. Marszałkowie nie dają pieniędzy przewoźnikom, cięte są połączenia, a PR nie ma pieniędzy na prowadzenie 'normalnych' połączeń.

W ostatnich latach mieliśmy ogromne pieniądze z Unii Europejskiej na kolej, przy minimalnym wkładzie własnym. I nasze państwo tego nie wykorzystało. Chociażby w latach 2007 - 2011 nie kupiono ani jednego wagonu!

Tym razem Tusk obiecał 30mld złotych w modernizację kolei w latach 2013 - 2015. Mają one być przeznaczone 'na PKP'. To znaczy, że dla kogo konkretnie? Dla IC? Dla PLK? Dla kolegów na premie?

sobota, 6 października 2012

Zlikwidować wszystkie ulgi!

Na linii 359 /fot. mkoch
Będzie gnój, czuję to w kościach. Jeszcze media nie trąbią, ale zaczną, w końcu tematy Amber Gold, prowokacji na sędziach i rodzin patologicznych się skończą, a kolej jak to kolej, zawsze będzie jechać na kwadratowych kołach.
Tym razem rozchodzi się o ulgi. Wiadomo, w spadku po komunie jest tego sporo, między innymi szkolniaki, studenciaki, mundurowi, emeryci, inwalidzi, kolejarze. I właśnie z tymi ostatnimi, najprawdopodobniej, będzie wojna. Swoją drogą, aż dziw, że jeszcze związki zawodowe nie ruszyły z ofensywą...
Ale o cóż takiego chodzi - od przyszłego roku kolejarzom i ich rodzinom stanie się krzywda w postaci zmiany ulg na przejazd. Jakieś tam karnety dla rodzin, mniejsze ulgi, sreleandrzeje, a ja pytam: dlaczego? Rozumiem, że kolejarz ma jakąś tam bonifikatę z racji firmy w której pracuje, to jest w porządku. Ale dlaczego rodziny kolejarzy albo pracownicy biurowi (tak tak, te barany z PLK) mają też mieć prawie 100% zniżkę? Z jakiej racji?
Tłumaczę to sobie, że jesteśmy socjalistami, każdemu chcemy zrobić dobrze. Ale dlaczego ktoś kto dostaje normalną pensję, ma jeszcze mieć takie akurat bonusy? To samo z nauczycielami - dobrze, niech mają zniżkę uczniowską, ale tylko jak jadą z dzieciakami na wycieczkę, kolonię czy coś innego takiego. Nie widzę innego powodu. Dlaczego policjanci, celnicy, wojskowi płacą 0 (słownie: zero) złotych za przejazd? Oni nie zarabiają? Dlaczego pracownicy bandyckiego PLK, które jest stęchłym jajem (w i tak słabej sałatce), jeżdżą za frajer? Jestem w stanie zrozumieć jeszcze, że politycy mają pełną zniżkę na wszystko, ale oni akurat w dupie mają kolej i znają ją tylko z obrazków...
Wszystko da się unormować w normalny i logiczny sposób. Może nie jestem antysocjalistą, ale wolę nagradzanie klientów stałych i lojalnych. Student będzie jeździł tyle ile potrzebuje na stałym karnecie, kolejarz za darmo dojedzie do pracy i do domu i tak dalej.
Ale jak widać jesteśmy wierni spadkom komuny i nikt nie ma na tyle odwagi, żeby zrobić porządek. Nie robić rewolucji, ale uporządkować to wszystko wedle potrzeb, a nie zasług.

poniedziałek, 5 marca 2012

Medialna żenada

fot. SE.pl
Stało się. Po prostu.
Nie mam zamiaru tutaj nikogo osądzać, linczować, wysuwać teorie spiskowe czy jak na forach kolejowych bronić winnych lub prowadzić wojnę polityczną. Ja swoje zdanie na temat tego co się stało w Szczekocinach mam. I mimo, że to blog, nie mam zamiaru pisać o tym.

Z racji tego, że studiuję dziennikarstwo to już raczej moje zboczenie, że słucham, oglądam i czytam wszystko co się mówi przy jakiejś większej aferze. I znów powaliło mnie to jacy dziennikarze są... nieogarnięci, niedouczeni? A może nie potrafią szukać informacji, w przypadku tego zderzenia, elementarnych? Co nie zmienia faktu, że w tym przypadku robią z siebie niezłych kretynów. Bzdurne informacje które można znaleźć na portalach czy usłyszeć gdzieś w telewizorniku powodują niezły ubaw... tylko po chwili przychodzi refleksja - kurwa, przecież oni o tym mówią w obliczu takiej tragedii...

Chociażby przed chwilą natknąłem się na informację: lokomotywa która prowadziła skład IR "MATEJKO" była lokomotywą nie przystosowaną do prowadzenia pociągów pasażerskich ponieważ to lokomotywa do składów towarowych gdzie ograniczona jest widoczność, którą uniemożliwia silnik. Dla osoby, która ma nawet znikome pojęcie o kolejnictwie to brzmi jak dobry żart (samym żartem jest w ogóle prowadzenie pociagów pasażerskich przez lokomotywy towarowe, no ale to Polska). Ale dla Kowalskiego to będzie woda na młyn kolejnych teorii i super plotka dla sąsiadek z klatki.
Równie ciekawe było odkrycie (coś na miarę Kolumba) pewnej dziennikarki z popularnej telewizji informacyjnej publicznej, która w rozmowie z jednym z przedstawicieli IC nagle doznała olśnienia: Aha, czyli to, że zderzyły się pociągi dwóch spółek to nie ma większego znaczenia jeśli chodzi o przyczyny?
Ta sama pani później zaskoczyła wszystkich swoim wywodem w stylu: bo moja córka też jeździ tą trasą i tym samym pociągiem, ale ona akurat nie jechała wtedy, bo jedzie dzisiaj. Noooo, supeeer...
Znów któryś z gości (podobno ktoś kto się zna) stwierdził, że pasażer jak idzie na pociąg to wsiada do pierwszego lepszego i nie patrzy na spółkę. Bo on na przykład nie rozumie jak ktoś normalny może czekać półgodziny na pociąg innej spółki żeby właśnie nim pojechać. Nie pamiętam jak ten pan się zwał, ale chyba pojęcia o składach jakie dane spółki puszczają to on nie ma... albo ja jestem pasażerem nienormalnym.

Nie wspominam już o kwiatkach jakie znalazły się w znanej stacji informacyjnej prywatnej, gdzie podaje się, że maszyniści żyją, za chwilę tę pogłoskę dementuje, a później twierdzi, że jeden zginął a drugi nie wiadomo. Robienie młynu informacyjnego, rozmowy z ludźmi którzy nie mają nic do powiedzenia, albo z takimi którzy swoją wiedzą zaginają dziennikarza (co wygląda jednak zabawnie).
Gdyby dziennikarz miał chociaż podstawy wiedzy, wiedział kim jest dyżurny ruchu i za co odpowiada, zasięgnąłby informacji jak działają posterunki na tym odcinku, gdzie jest trakcja, a gdzie nie, w którym momencie pociągi czekają żeby się minąć, co to jest radio-stop, jak są oświetlone pociągi robocze podczas jazdy nocą na zamkniętych odcinkach to mógłby porozmawiać z jakimś ekspertem i zasięgnąć więcej głębszej wiedzy.

Ale tu nie ma czasu. Trzeba pokazywać, mówić, rozmawiać, musi być ruch. Bo lepiej mieć więcej rozmówców byle jakich niż jednego konkretnego. I przez cały dzień wałkowanie jednego tematu. Bez przerwy to samo, te same obrazki, te same zdania i żadnych konkretów.
Aż się odechciewa być dziennikarzem jak się patrzy na tą żenadę.

niedziela, 26 lutego 2012

Nie chce mi sie, prosze sie odwalic

Pm36-2 jedzie do Wolsztyna /fot.mkoch
Wracałem kilka dni temu do Leszna pociągiem TLK. Stwierdziłem, że to piątek, późne popołudnie, to się szarpnę i kupię bilet na jedyneczkę. Na dworcu tymczasowym we Wrocławiu stanąłem w kolejce i czekał, aż coś się ruszy. Gdy dotarłem do okienka miałem 5 minut na kupno biletu, zapłacenie kartą i przebiegnięcie na peron. Powiedziałem młodej Pani, że proszę o studencki na pierwszą klasę do Leszna, płacę kartą. Wpisałem pin, Pani wydała mi trzy kwitki i potwierdzenie i poleciałem na pociąg, który w przeciwieństwie do mnie, opóźnienia nie miał. Gdy wszedłem do wagonu i zamknąłem drzwi, pociąg ruszył.

Gdzieś za Żmigrodem stwierdziłem, że zerknę na pokwitowanie transakcji kartą, bo jestem ciekawy ile mam na koncie i ile mogę wypłacić. Ku mojemu zdziwieniu i niemałemu wkurwieniu na kartce było napisane, że z konta ściągną mi 64 złote z groszem. Nie bardzo mogłem pojąć z jakiej racji. Później zerknąłem na bilety. Okazało się, że miła młoda Pani wpisała Poznań Główny, a nie Leszno. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. Ale w sumie Poznań i Leszno nawet podobnie brzmią...

Stwierdziłem, że poczekam na kierownika pociągu i spytam co z tym mam zrobić. Dotarł do mnie gdzieś w okolicach Rawicza. Patrzy i okiem fachowca stwierdza, że wszystko dobrze, że Pani wystawiła mi drugą klasę na studencki i dopłata za pierwszą i za miejscówkę i że to jest taniej. A to, że jest Poznań a nie Leszno to moja sprawa i trzeba było sprawdzić, a że się śpieszyłem to nie zmienia faktu, że sprawdzić mogłem. A on nie może nic z tym zrobić, ale mogę składać reklamacje, ale to i tak nic nie da, bo jak udowodnię, że wysiadłem wcześniej? Niedasię i do widzenia, proszę mi dupy nie zawracać.

Jak już ciśnienie opadło zaczęły mi po głowie plątać się myśli. Coś w stylu 'ciekawe ilu klientów te darmozjady tak zrobiły w wała?' między 'a jakbym nagrał film i im wysłał na dowód?' poprzez 'a może jechać do Poznania żeby biletu nie zmarnować?'. I jakoś dojechałem do Leszna godząc się z tym, że tak to jest, a następnym razem nawet jak nie ma czasu to trzeba sprawdzić co jest na świstku.

Jednak cały kabaret zaczął się dopiero teraz. Po wyskoczeniu z wagonu spotkałem drugiego konduktora. Spytałem go czy on coś może na to poradzić, bo jego kolega stwierdził, że niedasię i proszę spierdalać. On taki zdziwiony na mnie patrzy, wziął ode mnie bilety, na tyle kartek coś nabazgrał, dał pieczątkę i powiedział, że jak pójdę do kasy to kasjer mi zwróci różnicę. I faktycznie tak się stało, dostałem kawałek ponad 19 złotówek zwrotu.

I się pytam - o co tu chodzi?