fot. SE.pl |
Stało się. Po prostu.
Nie mam zamiaru tutaj nikogo osądzać, linczować, wysuwać teorie spiskowe czy jak na forach kolejowych bronić winnych lub prowadzić wojnę polityczną. Ja swoje zdanie na temat tego co się stało w Szczekocinach mam. I mimo, że to blog, nie mam zamiaru pisać o tym.
Z racji tego, że studiuję dziennikarstwo to już raczej moje zboczenie, że słucham, oglądam i czytam wszystko co się mówi przy jakiejś większej aferze. I znów powaliło mnie to jacy dziennikarze są... nieogarnięci, niedouczeni? A może nie potrafią szukać informacji, w przypadku tego zderzenia, elementarnych? Co nie zmienia faktu, że w tym przypadku robią z siebie niezłych kretynów. Bzdurne informacje które można znaleźć na portalach czy usłyszeć gdzieś w telewizorniku powodują niezły ubaw... tylko po chwili przychodzi refleksja - kurwa, przecież oni o tym mówią w obliczu takiej tragedii...
Chociażby przed chwilą natknąłem się na informację: lokomotywa która prowadziła skład IR "MATEJKO" była lokomotywą nie przystosowaną do prowadzenia pociągów pasażerskich ponieważ to lokomotywa do składów towarowych gdzie ograniczona jest widoczność, którą uniemożliwia silnik. Dla osoby, która ma nawet znikome pojęcie o kolejnictwie to brzmi jak dobry żart (samym żartem jest w ogóle prowadzenie pociagów pasażerskich przez lokomotywy towarowe, no ale to Polska). Ale dla Kowalskiego to będzie woda na młyn kolejnych teorii i super plotka dla sąsiadek z klatki.
Równie ciekawe było odkrycie (coś na miarę Kolumba) pewnej dziennikarki z popularnej telewizji informacyjnej publicznej, która w rozmowie z jednym z przedstawicieli IC nagle doznała olśnienia: Aha, czyli to, że zderzyły się pociągi dwóch spółek to nie ma większego znaczenia jeśli chodzi o przyczyny?
Ta sama pani później zaskoczyła wszystkich swoim wywodem w stylu: bo moja córka też jeździ tą trasą i tym samym pociągiem, ale ona akurat nie jechała wtedy, bo jedzie dzisiaj. Noooo, supeeer...
Znów któryś z gości (podobno ktoś kto się zna) stwierdził, że pasażer jak idzie na pociąg to wsiada do pierwszego lepszego i nie patrzy na spółkę. Bo on na przykład nie rozumie jak ktoś normalny może czekać półgodziny na pociąg innej spółki żeby właśnie nim pojechać. Nie pamiętam jak ten pan się zwał, ale chyba pojęcia o składach jakie dane spółki puszczają to on nie ma... albo ja jestem pasażerem nienormalnym.
Nie wspominam już o kwiatkach jakie znalazły się w znanej stacji informacyjnej prywatnej, gdzie podaje się, że maszyniści żyją, za chwilę tę pogłoskę dementuje, a później twierdzi, że jeden zginął a drugi nie wiadomo. Robienie młynu informacyjnego, rozmowy z ludźmi którzy nie mają nic do powiedzenia, albo z takimi którzy swoją wiedzą zaginają dziennikarza (co wygląda jednak zabawnie).
Gdyby dziennikarz miał chociaż podstawy wiedzy, wiedział kim jest dyżurny ruchu i za co odpowiada, zasięgnąłby informacji jak działają posterunki na tym odcinku, gdzie jest trakcja, a gdzie nie, w którym momencie pociągi czekają żeby się minąć, co to jest radio-stop, jak są oświetlone pociągi robocze podczas jazdy nocą na zamkniętych odcinkach to mógłby porozmawiać z jakimś ekspertem i zasięgnąć więcej głębszej wiedzy.
Ale tu nie ma czasu. Trzeba pokazywać, mówić, rozmawiać, musi być ruch. Bo lepiej mieć więcej rozmówców byle jakich niż jednego konkretnego. I przez cały dzień wałkowanie jednego tematu. Bez przerwy to samo, te same obrazki, te same zdania i żadnych konkretów.
Aż się odechciewa być dziennikarzem jak się patrzy na tą żenadę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz