Ol49-59 + oliwkowa Bipa z planowym Regio jadą do Wolsztyna. |
Jestem fanem rzeczy starych. Zawsze lubiłem technikę rodem od sowietów, czyli prosto i topornie. Niestety (albo i stety) ominęły mnie czasy, gdy ludzie z takimi kulawymi przedmiotami musieli się siłować. Szczególnie dużą frajdę sprawia, gdy taki przedmiot działa i można go użyć. Ciągle zresztą lubię grzebać przy samochodach czy motocyklach, które można rozkręcić śrubokrętem i dwoma kluczami płaskimi. Dlatego zawsze lubiłem, gdy w szkole nie było teorii i obrazków, a przykłady, pokazy czy przekroje maszyn. Ale chyba wszyscy dobrze wiemy, że pokaz zajmuje czas lekcyjny, który można poświęcić na wyłożenie większej ilości teorii którą uczeń wkuje (i jej nie zrozumie).
Dlatego też zawsze denerwowało mnie, że w naszym kraju wszelkie skanseny czy muzea są pełne sprzętu, który jest odmalowany, ale nie działa. Po przecież naprawa i utrzymanie maszyny jest drogie i wymaga ciągłego wkładu finansowego - a farba tyle nie kosztuje. Dlatego byłem w szoku, gdy odwiedziłem Macieja Pedę z Gostynia, który ma przepiękny zbiór odrestaurowanych automobili, bo powiedział, że on tymi autami normalnie jeździ, każde ma przegląd i jest zarejestrowane. Spytałem czy mu nie szkoda wyjechać taką 100 letnią gablotą nawet na niedzielną przejażdżkę - odpowiedział, że nie: samochód został stworzony po to, żeby nim jeździć, a nie żeby stał w garażu.
Ten wstęp, nie jest bez związku z koleją. Jest i to bardzo...
Od kilkunastu dobrych miesięcy mówi się o stworzeniu spółki Parowozownia Wolsztyn. Każdy zastanawia się, co wtedy będzie, bo już teraz z parowozami jest źle. Czy spółka poprawi czy pogorszy sytuację? Nie trzeba już się dłużej zastanawiać - już wiadomo. Planowe parowozy z codziennych kursów zniknął zupełnie. Po prostu ich nie będzie. I nie są to moje przypuszczenia - to jest zawarte w urzędowych dokumentach.
Jak to? Prosto. Wedle powiatu, Wolsztyn ma wyglądać tak: parowozownia przerobiona na skansen, a parowozy wynajmowane do przejazdów turystycznych. W dokumencie jest pokazane jasno, że od połowy 2015 roku będzie jeden obieg parowy dziennie, a od połowy 2017 nie będzie żadnego.
Jeśli prześledzić inne wykresy, widać jasno w czym jest rzecz - w tym żeby jak najmniej wsadzić w ten interes. Wykresy na których pokazana jest ogromna różnica w dochodach i wydatkach momentalnie zniechęcą każdego do wkładu finansowego, bo i tak się tego nie uratuje. A w celach jasno napisane: generowanie zysków. I na kolejnych wykresach słodkie marzenia o tysiącach pasażerów, gdy ruch planowy się zamknie.
Wszystko to podsumowane autoironicznym: Parowozownia Wolsztyn, to musi się udać!!! Wolsztyn pełną parą!
I w tym momencie zaczyna się polskość. Taka prawdziwa, niekłamana. Taka, że jeśli coś nie przynosi zysku, to trzeba to ukrócić, zamknąć i zlikwidować. Jest tylko jeden kłopot - to co chce się zrobić w Wolsztynie, nie wyjdzie z prostego powodu - tam nikt nie myśli. Najlepszym przykładem debilności tamtejszych ekonomistów, jest ostatnia zmiana, gdzie wywalono obiegi parowe w weekendy, czyli w dni kiedy potencjalny Kowalski weźmie rodzinę i pojedzie oglądać parowozy, bo w tygodniu nie ma na to czasu. Nie wiem jakim kretynem trzeba być żeby na to wpaść, bo dla mnie logicznym jest wyrzucenie czajników (jeśli to takie konieczne) z dwóch dni w środku tygodnia. Dlaczego tak nie zrobiono? Nie wiem. Ale na pewno ma to swoje głębsze wyjaśnienie w teorii kwantowej oraz aksjomatach, a ja jestem zwykłym kmiotem i nie rozumiem podstawowych zasad ekonomii. Jeśli jednak tam są sami tacy geniusze, to nie chcę wiedzieć co będzie dalej...
Najwyraźniej komuś tam wydaje się, że jeśli odmalują kilka parowozów emalią, to ludzie zaczną walić drzwiami i oknami żeby tylko pooglądać te maszyny. I tutaj odwołam się do tego, o czym pisałem we wstępie - ucznia nie zainteresuje podręcznikowy opis procesu chemicznego, ale skoncentruje on swoją uwagę jeśli mu się go zaprezentuje na żywo. Z Wolsztynem będzie identycznie. A dlaczego tak twierdzę? Wystarczy popatrzeć na to jak wygląda Kościerzyna albo Jaworzyna Śląska.
Oczywistym jest to, że ruch planowy parowozów nigdy nie przyniesie dochodu i zawsze będzie trzeba do niego dokładać. To jest oczywiste, nie czarujmy się. Jednak nie jestem w stanie pogodzić się z faktem, że chce się upieprzyć ostatnią w Europie czynną parowozownię, która prowadzi codzienny planowy ruch po normalnym torze! W tym kraju nie rozumie się znaczenia historii. Nie rozumie się, że pewne rzeczy nigdy nie przyniosą dochodu i że nie można wszystkiego zamykać w gablotach. Nie rozumie się, że parowóz który jeździ codziennie jest cenniejszy od tego, który stoi w szopie. Nie rozumie się znaczenia wielu rzeczy dla wielu ludzi. Nie rozumie się, że mamy coś, co jest ewenementem na skalę światową i jest nasze!
Bo przecież najłatwiej coś rozpieprzyć, tylko po to żeby stracić jak najmniej. Pytanie tylko czy warto zlikwidować coś kolejowego, co jest rozpoznawane nie tylko przez kolejarzy i MK, ale ogromną część ludzi, którzy nie mają pojęcia o kolei? Wolsztyn jest marką, symbolem, czymś co wyszło poza ramy światka kolejowego.
Jednak w głębi serca żywię nadzieję, że za kilka lat wezmę mojego syna i pojedziemy do Wolsztyna, a tam wsiądziemy w planowy parowóz do Poznania, Zbąszynka albo Leszna.
Projekt powstania spółki jest zaopiniowany pozytywnie. 25 marca sprawą zajmie się Sejmik, który zdecyduje o powstaniu spółki Parowozownia Wolsztyn.
Pod tym linkiem tekst z obrad komisji oraz plik z 'koncepcją funkcjonowania'.
Jeszcze trochę i z przestrzeni publicznej znikną też parowozy pomniki stojące jeszcze na niektórych stacjach. Bo maszyny takie jak te w Krakowie Plaszowie czy Toruniu Głównym też trzeba konserwowac, zeby nie zaczęły stwarzać zagrożenia. Jak tak dalej pójdzie, to tylko lokomotywa Tuwima będzie pod parą.
OdpowiedzUsuń